Marta H Milewska napisała dla nas już wiele książek, serię o Leonie, „Agentkę Lolę i tajemnicę znikających obrazów”, a niedawno poznaliśmy Gucia i psa Łobuza. Zapraszamy do przeczytania rozmowy!
Niektórzy twierdzą, że Leon jest chłopcem ciekawskim, choć my wolimy słowo dociekliwy. Co więcej, jest metodyczny i uparty, jeśli coś go zafrapuje, to nie odpuszcza i stara się znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania. Nas zaś dręczy pytanie, czy Leon ma swój rzeczywisty odpowiednik?
Mam nadzieję, że wiele dzieci ma w sobie ten rodzaj ciekawości i nieustępliwości. Nie tworzę jednak postaci odwzorowując osoby, które poznałam. Owszem, pewne cechy mnie inspirują. Staram się je zapamiętać, zanotować. To samo dotyczy języka, powiedzonek, gestów. Zbieram je i wykorzystuję, tworząc moich bohaterów.
Leon działa jak dziennikarz śledczy. Dorośli bardzo często zbywają dzieci, jeszcze częściej w ogóle nie traktują ich poważnie, a przecież ciekawość świata to naturalny stan ludzkiego umysłu. Zadziwienie i zachwyt sprawiają, że człowiek chce wiedzieć więcej.
Pełna zgoda. Mam wrażenie, że dziś dzieci trochę inaczej poznają świat niż moje pokolenie. Mieliśmy więcej luzu, swobody. To inspirowało i uczyło odwagi. Oczywiście, czasami wpadaliśmy w kłopoty. Dziś dzieciaki mają chyba mniej swobody. Są zaopiekowane do bólu. Trudno im nawet ukryć przed rodzicami jedynkę, bo apka dzienniczka od razu nas o tym informuje. To musi być trudne i frustrujące. Pełen monitoring rodzicielski. Gdzie tu miejsce na nudę, tajemnice, szwendanie się z kolegami po okolicy, przepytywanie dorosłych? Trochę mnie to martwi, ale świat się zmienia i nie ma co z tym walczyć. Każde pokolenie jest inne, a nowe technologie z całą pewnością przemeblowały dziecięcy świat. Leon jest dociekliwy i bierze sprawy w swoje ręce. Fajnie, jeśli zainspiruje kogoś do czegoś pozytywnego.
Żyjemy w świecie nadmiaru informacji, co może skutkować dezinformacją. Łatwo jest zatonąć w tej wielkiej rzece doniesień i opinii. Leon mówi „Sprawdzam!”, to coś niezwykle ważnego – sprawdzanie faktów, szukanie odpowiedzi na własną rękę, nie branie wszystkiego za dobrą monetę.
Mam podobną refleksję. Obserwuję, że dzieciaki, które, czy nam się to podoba, czy nie, mnóstwo czasu spędzają z telefonami, nie potrafią szukać w nich informacji. Nie wiem, z czego to wynika. Czy nikt ich tego nie uczy, czy jest tak, jak mówisz, że dzieciaki są przebodźcowane i otumanione nadmiarem informacji i pseudoinformacji. Dlatego chciałam aby Leon podszedł do sprawy metodycznie, aby pokazał, że czasami warto coś przemyśleć, zrobić plan. Po prostu podejść do sprawy z głową. U niego to się sprawdziło, więc kto, wie, może u młodego czytelnika też.
„Lola i tajemnica znikających obrazów” to książka szczególna, bo opowiada nie tylko o zagadkowych zniknięciach dzieł sztuki w pewnym Miasteczku, ale o czymś o wiele ważniejszym.
Lola to przede wszystkim fajna, nieustępliwa i zadziorna agentka. Dziewczyna z ikrą. Nie ma problemu z tym, że nie wszyscy ją lubią. Robi swoje, czyli szuka złodzieja obrazów. Bardzo lubię tę książkę i postać Loli. Dobrą robotę wykonała tu ilustratorka – Agata Królak i wydawnictwo Tatarak, które wzbogaciło książkę o zagadki i zadania do wykonania. W ten sposób czytelnik staje się pomocnikiem agentki. No i rzecz, którą udało nam się zrobić przy okazji – pokazać dzieciakom, że każdy z nas może zrobić coś dla naszej planety.
Najnowsza książka „Gucio, Łobuz i afera z kotami” to książka przy której się roześmiejemy, a także wzruszymy. Tytułowy Łobuz, schroniskowy kundel o urodzie „nienachalnej” jest zupełnym przeciwieństwem tych popularnych małych, ślicznych piesków. No i chrapie!
No i tak miało być. Chciałam przemycić trochę informacji o psiakach, które czekają na dom. Denerwuje mnie, że ciągle dla wielu osób kundel znaczy „gorszy”? Zero szlachetności, dobrej krwi, troskliwie wyselekcjonowanych przez człowieka cech. Na szczęście nie wszyscy tak myślą, o czym świadczą adoptowane psiaki, które spotykamy na ulicach. Trzeba mieć jednak świadomość, że żyjemy w czasach, w których dla dużej grupy z nas wartościowe jest to, co ładne i drogie. Dotyczy to całej sfery konsumpcyjnej. I czy nam się to podoba, czy nie, przekłada się to także na zwierzaki. Dla wielu osób są miłą maskotką, uroczym dodatkiem lub świadectwem statusu społecznego czy po prostu elementem mody. Dlatego właśnie Łobuz jest fantastycznym kundelkiem. Na początku nie jest też łatwy w obsłudze, co zaowocuje kilkoma aferkami, ale może też uczuli czytelników na wyzwanie jakim jest adopcja psa. Każdy zwierzak jest inny, każdy przynosi do naszego domu swoje doświadczenia (nie zawsze dobre), lęki, ale i miłość. Mam w domu dwa schroniskowe kundelki, więc coś o tym wiem.
„Gucio, łobuz i afera z kotami” to lektura w Wielkim Maratonie Czytelniczym, mamy nadzieję, że dzieci pokochają Łobuza tak jak my! No i mamy zagadkę! Nie będziemy zdradzać zakończenia, rzecz jasna. Skąd wziął się pomysł na tę książkę?
Dobre pytanie. Do tej pory nie wspominałam o tym nawet osobie, która podsunęła mi pomysł. A zrobiła to moja wydawczyni – Monika. Kiedyś rozmawiałyśmy o relacjach sąsiedzkich – ja u siebie na wsi, ona w swojej kamienicy. I wtedy pomyślałam, że fajnie byłoby osadzić akcję historii detektywistycznej w starej kamienicy. Taka zamknięta przestrzeń, wszyscy się znają, ograniczona liczba podejrzanych, trochę jak u Agathy Christie. To też bardzo wdzięczna koncepcja dla ilustratorki. Na początku książki poznajemy wszystkich bohaterów, mamy ich jak na dłoni. Tylko, kto z nich kłamie?
A teraz pytanie najważniejsze – czy Leon i Gucio powrócą?
Leon doczekał się trzech części, więc nie wiem, czy będziemy go jeszcze kłopotać kolejną. Ma pewnie teraz sporo na głowie. Natomiast Gucio mógłby rozwinąć swoje detektywistyczne talenty. Może podczas wyjazdu wakacyjnego albo w szkole. Pomyślę!
Czego życzyć pisarce w Nowym Roku?
Dobrych pomysłów i lekkiego pióra.
Tego zatem życzymy i dziękujemy za rozmowę!