Iwona Mączka przetłumaczyła z języka niderlandzkiego na język polski książeczkę Czyja to sprawka? autorstwa studia Job, Joris, Marieke. Studiowała filologię niderlandzką na Uniwersytecie Wrocławskim oraz germanistykę na uniwersytetach w Lejdzie i w Kolonii. W 2010 roku obroniła doktorat. Brała udział w warsztatach translatorskich w Antwerpii, Warszawie i Amsterdamie. Przekłada z języków niderlandzkiego, niemieckiego i angielskiego. Oprócz powieści, reportaży, wspomnień oraz książek popularnonaukowych znaczną część jej dorobku tłumaczeniowego stanowi literatura dziecięca i młodzieżowa. Mieszka i pracuje w Hadze. Uwielbia wiśnie i spacery po pobliskich wydmach.
Kiedy pomyślała Pani o tym, żeby zostać tłumaczem?
Już w czasie studiów niderlandystycznych na Uniwersytecie Wrocławskim marzyłam o pracy jako tłumacz, choć wydawało mi się to wówczas nieosiągalne. Później zajęłam się pracą naukową i badawczą, aż w końcu postanowiłam zrealizować dawne marzenie i zająć się przekładem literackim.
W jakim języku przetłumaczyła Pani po raz pierwszy książkę: niemieckim czy niderlandzkim (a może jeszcze innym)? Co to była za książka?
Pierwszą książką, którą samodzielnie przełożyłam, była książka dla dzieci Pelerynek i pogoda pod psem holenderskiego autora Woutera van Reeka, której bohaterami jest para przyjaciół: tytułowy ptak Pelerynek oraz pies Lupuś Wolfram Tungsten. Pelerynek jest ciekawy świata, ma tysiąc pomysłów na minutę. Niestety nie wszystko wychodzi mu tak, jak to sobie zaplanował, i wtedy do akcji wkracza praktyczny i trzeźwo myślący Lupuś. Wouter van Reek stworzył o nich całą serię, w Polsce ukazała się do tej pory tylko jedna część, a ja nadal mam nadzieję, że któreś z polskich wydawnictw podejmie się publikacji całości, bo przygody tej pary przyjaciół są niezwykle zabawne, wzruszające i opatrzone wspaniałymi ilustracjami. Myślę, że trafią w gust młodych polskich czytelników, a także ich rodziców.
Sama jestem fanką niderlandzkojęzycznej literatury dla dzieci – zarówno tej, która powstaje w Holandii, jak i tej tworzonej we Flandrii. Jest ona ciekawa i różnorodna i zasługuje na uwagę w Polsce, dlatego bardzo się cieszę, że wydawnictwo Tatarak podjęło się publikacji książki z tego obszaru językowego. Myślę, że polskim młodym czytelnikom spodoba się książeczka trojga holenderskich twórców Joba, Jorisa i Marieke Czyja to sprawka?. To zagadka kryminalna dla najmłodszych, która uczy, że rozwiązanie problemu bywa prostsze, niż nam się wydaje, o czym dzieci doskonale wiedzą, a dorośli czasem zapominają.
Świetnym pomysłem było dołączenie do książki jej nagrania w wykonaniu Mateusza Damięckiego, którego doskonale się słucha.
Jak się tłumaczy książki dla dzieci? Przed jakimi wyzwaniami staje tłumacz literatury dla dzieci?
Uwielbiam tłumaczyć literaturę dziecięcą. Uważam, że to duże wyzwanie i jednocześnie wielka odpowiedzialność. Moim celem jest zachęcenie dzieci do czytania, pokazanie im, że dobra lektura sprawia frajdę, nienachalnie uczy o świecie, wzrusza i śmieszy. Pierwsze udane spotkanie z książką jest bardzo ważne i będzie procentowało na całe życie, dlatego do każdego nowego projektu translatorskiego siadam ze sporą tremą, może nawet większą, niż kiedy pracuję nad książką dla dorosłych.
W książkach dla dzieci nie ma miejsca na dodatkowe wyjaśnienia, na przykład w przypadku różnic kulturowych, osób czy zjawisk, które nie są polskim dzieciom znane. Maluchy nie będą szukały informacji w encyklopedii ani Internecie. Tekst należy przełożyć zatem w taki sposób, żeby był dla nich zrozumiały, co oznacza, że aby zachować jak największą wierność oryginałowi, należy go czasem w pewnym sensie „przepisać”. To paradoks, z którym spotyka się każdy tłumacz: żeby uzyskać podobny efekt w języku docelowym, trzeba w niektórych przypadkach dokonać mniejszych lub większych zmian względem oryginału. Oprócz tego tekst w książce dla dzieci musi się zmieścić na stronie i korespondować z ilustracjami. W tłumaczeniu należy odpowiednio zachować rytm oraz ewentualne aliteracje i rymy. Pod tymi względami przekład literatury dziecięcej przypomina tłumaczenie komiksów i poezji.
Co jest najtrudniejsze w tłumaczeniu literatury dziecięcej?
Oprócz wyżej wymienionych aspektów, które trzeba wziąć pod uwagę przy tłumaczeniu literatury dziecięcej, należy uważać, żeby przekład nie był językowo zbyt trudny, a jednocześnie nie można go zbytnio upraszczać. Młody czytelnik to mądry czytelnik i trzeba go traktować poważnie.
Czy dla tłumacza łatwiejsza jest literatura dla dorosłych czy dla dzieci?
Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Wszystko zależy od konkretnego tekstu, jest też kwestią indywidualnych predyspozycji tłumacza oraz jego wyczucia gatunku i grupy docelowej. Z mojego doświadczenia na pewno wynika, że przekład książek dla dzieci zajmuje z reguły (znacznie) więcej czasu niż przekład książek dla dorosłych – oczywiście w stosunku do ilości tekstu, jakie zawierają.
Jak wygląda Pani praca jako tłumacza? Przy biurku, w zaciszu mieszkania? A może na spacerze, na ławce w parku, w ruchu?
Pracuję zazwyczaj w domu, w całkowitej ciszy, przy biurku ustawionym w kącie pokoju. Praca tłumacza nigdy się jednak nie kończy, a najlepsze pomysły przychodzą mi często do głowy całkiem niespodziewanie: podczas spacerów z psem, przygotowywania kolacji albo pielenia grządek w ogródku, kiedy – jak mi się wydaje – wcale nie myślę o pracy.
Czy Pani zdaniem tłumacz jest odtwórcą czy też trochę autorem?
Tu nie ma żadnych wątpliwości: tłumacz to też autor, a przekład literacki jest procesem twórczym.
Obecnie dużo się mówi, że nowe technologie, takie jak AI, Google Translate, stanowią zagrożenie dla tłumaczy. Czy może nam Pani powiedzieć, co – poza słownikiem oczywiście – przydaje się tłumaczowi? Czy korzysta Pani z dobrodziejstw współczesności, takich jak wyżej wymienione technologie, aplikacje? A jeśli tak – to z jakich?
W tłumaczeniach literackich z zasady nie korzystam z nowych technologii, nie są one tutaj zbyt przydatne. Przeciwnie – często blokują kreatywność. W przypadku tekstów użytkowych zdarza mi się po nie sięgać, korzystam wtedy np. z Google Translate albo ChatGPT. Proponowane przez nie tłumaczenia nadal wymagają jednak solidnej przeróbki, która zabiera nieraz więcej czasu niż tłumaczenie wykonywane w pełni samodzielnie.
Do pracy tłumaczowi, oprócz różnego rodzaju słowników i encyklopedii, może przydać się wszelka wiedza, każda przeczytana książka, przypadkowo zasłyszana rozmowa na ulicy, dialog filmowy albo tekst piosenki.
Jak się tłumaczyło książkę pt. Czyja to sprawka?
Bardzo przyjemnie, choć i tutaj nie obeszło się bez problemów. Należały do nich przede wszystkim (niezamierzone) powtórzenia, które w języku niderlandzkim nie rażą tak bardzo jak w polskim. Dla takich wyrażeń musiałam szukać naturalnie brzmiących odpowiedników.
Poprosimy Panią o trzy rady dla każdego, kto chce pracować jako tłumacz literatury?
Wiele osób marzy o tłumaczeniu literatury. Wcale mnie to nie dziwi. Ja też uważam, że to jeden z najpiękniejszych zawodów, jakie istnieją. Trzeba sobie jednak zdać sprawę z jego specyfiki. Przed podjęciem decyzji o zostaniu tłumaczem należy odpowiedzieć sobie na dwa zasadnicze pytania: Czy potrafię pracować w samotności? Czy umiem samodzielnie zmobilizować się do systematycznej pracy? Jeśli tak, to cudownie! Jeśli nie, lepiej zastanowić się nad innym zajęciem.
A jakie książki czyta Pani w wolnym czasie?
Przeróżne. Staram się być na bieżąco, jeśli chodzi o literaturę zarówno polską, jak i niderlandzką, co – biorąc pod uwagę liczbę ukazujących się książek – właściwie nie jest możliwe. Mam swoich ulubionych autorów i autorki, po których książki zawsze chętnie sięgam, ale lubię też odkrywać nowych pisarzy i pisarki, najchętniej z niszowych wydawnictw, które starannie wybierają książki i dbają o swoich autorów i tłumaczy.