Dzięki projektowi „Kreatywna Europa” mogliśmy wydać niezwykłe książki mało znanego w Polsce artysty Štěpána Zavřela.
Ewa Nicewicz przetłumaczyła dla nas dwie z nich i udało nam się umówić na rozmowę pewnego deszczowego dnia.
Sam życiorys artysty to temat na film. Ucieczka z opresyjnego kraju, obóz dla uchodźców, potem tułaczka po niemal całej Europie i w końcu to jedno miejsce, które pokochał i gdzie osiadł na stałe.
Tak, Zavřel miał burzliwe życie, a odnalazł swoje miejsce na ziemi w maleńkim Sàrmede, na przedgórzu alpejskim, ok. 60 km na północ od Wenecji i ok. 35 km od Treviso. W 1969 roku kupił tu dom – dokładnie w Rugolo di Sàrmede, czyli przysiółku Sàrmede – i zaangażował się w życie lokalnej społeczności, zmieniając je bezpowrotnie. Nie tylko aktywnie tworzył, ale chętnie gościł u siebie przyjaciół-artystów z całego świata, aż wreszcie wpadł na pomysł zorganizowania Międzynarodowej Wystawy Ilustracji Książki Dziecięcej „Obrazy Wyobraźni” (Mostra Internazionale d’Illustrazione per l’Infanzia „Le Immagini della Fantasia”). Pierwsze tego typu wydarzenie odbyło się w domu Zavřela w 1982 roku, a w tym roku wystawa obchodzi jubileusz czterdziestolecia. Natomiast kilka lat później – w 1988 roku – Zavřel założył Międzynarodową Szkołę Ilustracji (Scuola Internazionale d’Illustrazione). Wraz ze wspomnianymi przyjaciółmi przyczynił się do zmiany wyglądu miasteczka – dzisiaj można tu oglądać wiele fresków, w tym autorstwa naszego znakomitego twórcy Józefa Wilkonia. Nieprzypadkowo Sàrmede jest nazywane „Il paese dellefiabe” – „Miasteczkiem baśni”.
Jak, Pani zdaniem, na twórczości Zavřela wpłynął krajobraz? Co takiego zobaczył, że powstały książki-manifesty Odnalezione słońce i Ostatnie drzewo?
Chociaż samo Sàrmede jest położone w bardzo malowniczej okolicy, trzeba pamiętać, że Zavřel wybrał sobie do życia jeden z najbardziej uprzemysłowionych rejonów Włoch – Nizinę Padańską. Mało tu drzew, krajobraz spowija często gęsta mgła, która w połączeniu z zanieczyszczeniami powietrza tworzy smog. Tuż obok urokliwej Wenecji straszy industrialny moloch – Porto Marghera. zaś Serenissima, czyli Republika Wenecka, przez wieki rozwijała się dzięki masowej wycince drzew przeprowadzanej w okolicznych górach. Zavřel był człowiekiem wrażliwym, to wszystko musiało chyba bardzo go poruszyć. Tak bardzo, że wpadł na pomysł stworzenia książek o wyraźnym przesłaniu ekologicznym w czasach, kiedy o ekologii właściwie niewiele się mówiło (Odnalezione słońce ukazało się po raz pierwszy w 1973 roku, a Ostatnie drzewo w 1978 roku). Dzisiaj mamy już wiele publikacji poświęconych temu zagadnieniu, ale oba teksty ani trochę nie straciły na aktualności.
Pani Ewo, wiem, że jest Pani zafascynowana twórczością Zavřela. Przyznam szczerze, że my też. Dla mnie osobiście Zavřel osiągnął to, co niewielu się udaje – wywołał we mnie ten autentyczny, dziecięcy zachwyt!
Zavřel pisał z potrzeby serca. Nie publikował dużo, jak zdarza się to niektórym, zwłaszcza współczesnym twórcom (chociaż dzięki staraniom padewskiej badaczki Mariny Tonzig z archiwów wciąż są wydobywane nowe perełki), ale każda z jego książek jest oryginalna i wyjątkowa, zarówno pod względem pomysłu, jak i wykonania. Widać, że te utwory nie powstawały w pośpiechu, każdy z nich jest przemyślany od początku do końca. Widać też bardzo wyraźnie coś jeszcze: miłość do dzieci i wiarę w nie. Zavřel był przekonany – podobnie jak Gianni Rodari czy Bertold Brecht – że dzieci nie tylko są wrażliwsze i uważniejsze od nas, dorosłych, ale mają również moc uratować świat. Proszę zwrócić uwagę, że w większości książek tego twórcy to właśnie dzieci doprowadzają do szczęśliwego finału, nierzadko naprawiając po drodze błędy dorosłych. Tak dzieje się, na przykład, w Dziadku Tomku czy Złodzieju kolorów. To dlatego Zavřel tak poważnie je traktował i proponował im sztukę najwyższej próby.
Która, z wydanych książek wzbudza w Pani największy zachwyt? Ja przyznam się, że w warstwie literackiej to Dziadek Tomek, zaś jeśli chodzi o ilustracje to uwielbiam Zaczarowaną Rybkę – każdą z ilustracji chciałbym mieć na ścianie i w żadnej innej książce nie ma takiej słodkiej zezowatej ośmiornicy!
To bardzo trudne pytanie, bo wszystkie książki Zavřela – jak już wspominałam – są wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Oczywiście Dziadka Tomka i Zaczarowaną Rybkę darzę szczególnym sentymentem, ponieważ je tłumaczyłam. Ale bardzo lubię też pozostałe utwory, tak ze względu na warstwę ilustracyjną, jak i na towarzyszące im przesłanie. Te książki zupełnie się nie zestarzały. I wciąż podbijają serca nie tylko małych, ale i dużych czytelników.
Zaczarowana Rybka to książka o obrazie, który kochają wszystkie dzieci. Obcowanie ze sztuką od najmłodszych lat jest czymś niesamowicie ważnym. Bo wrażliwość na piękno, niezależnie od tego czy to piękno natury, czy wytworów rąk ludzkich, trzeba kształtować w dzieciach od samego początku.
Zgadza się. Zavřel – podobnie jak jego wybitna rodaczka Květa Pacovská – uważał, że książka obrazkowa to taka pierwsza galeria sztuki, którą odwiedza dziecko. Nie jest tajemnicą, że dzieci w ogóle są wrażliwe na sztukę, potrafią dostrzec coś, co umyka nam, dorosłym. Tak często przecież myślimy schematami, ulegamy stereotypom! Wiedział o tym genialny włoski artysta Bruno Munari, który twierdził, że maluchy zbyt mało obcują ze sztuką (i z naturą!), i że narzucamy im w tym obcowaniu różne ograniczenia. Dlatego już w latach 70. prowadził warsztaty dla dzieci, podczas których nie tylko zachęcał uczestników do tworzenia, ale do chłonięcia sztuki wszystkimi zmysłami. Munari marzył o muzeach, w których dzieci mogłyby wszystkiego dotykać i eksperymentować. Z tego, co wiem, jego przesłanie było też bardzo bliskie Zavřelowi.
Ale uwiódł mnie również Złodziej kolorów – to prawdziwa uczta dla ducha i oczu. A także książka z przesłaniem i ukłonem w stronę innego twórcy literatury dziecięcej.
W Złodzieju kolorów mamy nawiązania do Biblii, do twórczości Rodariego, ale imię głównego bohatera – Pinin – budzi skojarzenia także z innym ważnym twórcą: mediolańczykiem Pininem Carpim, świetnym poetą, pisarzem i ilustratorem, w Polsce niestety zupełnie nieznanym. To książka o dostrzeganiu niuansów. O tym, żeby kogoś zbyt pochopnie nie oceniać. Bo złodziej kradnie kolory, ale robi to w szczytnym celu (nie powiem jakim, żeby nie zdradzać zakończenia). Pobrzmiewa tu również tęsknota za utraconym rajem, za życiem w harmonii z naturą, za pięknem. W tej w sumie prostej historii, za pomocą sugestywnych ilustracji Zavřel ukazał wiele wewnętrznych, ponadczasowych dylematów człowieka. Jestem bardzo wdzięczna Wydawnictwu Tatarak, że zdobyło się na odwagę, żeby zaprezentować tego genialnego twórcę w Polsce – był tu przecież zupełnie nieznany. I za zaproszenie do współpracy! To była fascynująca – i piękna! – przygoda.
Dziękujemy za rozmowę! Mamy nadzieję na więcej wspólnych projektów.